No to jedziemy z tym bieganiem

Tak więc kontynuując wątek urwany kontuzją ... mija powoli zimowe zlodowacenie, przychodzi luty i lekka odwilż. Nie ma na co czekać, trzeba się brać za siebie i tłuszcz zasiedziały zrzucać.
O dziwo te rozbiegania jesienne w nogach zostały, mimo przerwy i rozwalonego kolana, idzie już łatwiej, no to na początek 3, potem 4 i lecimy z 5km. Wszystko lekko i gładko, jak na mój gust zbyt gładko. Więc dorzucam do pieca bez umiaru i robię 10km, człapanie bo człapanie, tempo niemalże 6:00 na km, ale zaliczone 10 km. W tym momencie należy wrzucić jakiś morał: "śpiesz się powoli" albo "co nagle to po istocie okultystycznej z bajek dla niegrzecznych dzieci" no i się znowu doigrałem, przez następne 2 tygodnie kolana jak z galarety, trzeba na siłę stabilizować, żeby nie wyskoczyły. Ale co nie zabije to wzmocni, więc przetrwałem ten moment słabości i do dzieła przystąpiłem, żeby może jakiś "wyścig" zaliczyć.
Ambicja to nie najlepszy doradca i "twój wróg" jak to Brygada Kryzys prawiła, ale co tam, takie człapanie w tempie żółwim jest nudne i robimy sobie plan ambitny: w 2019 roku chcemy zejść do 50 minut na 10 km. No bo do piłki nie wrócę, żeby mi kolana nie powypadały, koszykówka odpada totalnie, bo skakać nie potrafię, a na inne aktywności czasu i widoków nie ma, niech będzie już to bieganie.

Comments

Popular posts from this blog

Plany i ich realizacja

Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji ...

welcome